Ostatnie słowo na temat bitcoinowego poboru energii elektrycznej – Nic Carter

Nic Carter, felietonista CoinDesk, jest partnerem biznesowym w Castle Island Ventures, publicznym funduszu typu venture skoncentrowanym na publicznych blockchainach z siedzibą w Cambridge w Massachusetts. Jest również współzałożycielem Coin Metrics, startupu zajmującego się analizą blockchainów.

Wiele powiedziano już w kwestii śladu energetycznego bitcoina. Jednak wśród szczegółów i kalkulacji koszyka energetycznego straciliśmy z oczu najważniejsze pytanie. Ktokolwiek, kto odważy się przystąpić do tej popapranej debaty, powinien przestudiować cechy fundamentalne przed dokonaniem oceny ostatecznej.

Energia: zjawisko lokalne

Zacznijmy pod podstaw. Wiele osób, potępiając ślad energetyczny bitcoina, wskazuje na jego zużycie energii i wnioskuje, że ktoś, gdzieś jest pozbawiany dostępu do energii elektrycznej z powodu tego pazernego wynalazku. To nie tylko nie jest prawdą, co więcej, obecność bitcoina w wielu miejscach na świecie w żadnym stopniu nie wpływa na cenę energii elektrycznej, ponieważ energia ta w rzeczywistości nie jest zużywana. Jak to możliwe?

Pierwszą rzeczą, którą trzeba zrozumieć, jest to, że energia nie jest globalnie zamienna. Energia elektryczna jest wytracana po wyjściu z miejsca pochodzenia; jej transport jest drogi. Na całym świecie około osiem procent energii elektrycznej jest wytracanej podczas tranzytu. Nawet linie przesyłowe wysokiego napięcia odnotowują „straty na liniach”, czyniąc dalekosiężny transport elektryczności niepraktycznym. To właśnie dlatego rozmawiamy o sieci energetycznej – elektryczność trzeba produkować praktycznie wszędzie, szczególnie w pobliżu popularnych skupisk.

Kiedy zbadamy pobór energetyczny sieci bitcoina, możemy dokonać ciekawych spostrzeżeń. Nowe dane z Cambridge Center for Alternatve Finance potwierdzają coś, co w rzeczywistości już wiedzieliśmy: Chiny są epicentrum bitcoinowego wydobycia, przy dominacji regionów takich jak Xinjian, Syczuan czy Mongolia Wewnętrzna. Przy współpracy z platformami wydobywczymi, badacze z Cambridge byli w stanie zlokalizować adresy IP pokaźnego ułamka aktywnych kopaczy, tworząc tym samym najnowszy zbiór danych dający wgląd w koszyk energetyczny bitcoina.

Wyniki są bardzo wymowne: Syczuan, będący na drugim miejscu za prowincją Xinjian w rankingu mocy obliczeniowej, jest prowincją charakteryzującą się ogromną nadbudową infrastruktury hydroelektrycznej. Całkowita potencjalna pojemność energii hydroelektrycznej w Syczuanie ponad dwukrotnie przekracza możliwości lokalnej sieci energetycznej, prowadząc do wielu „ograniczeń” (bądź marnotrawstwa). Zapory mogą magazynować ograniczoną ilość energii potencjalnej w postaci wody zanim będą musiały ją wypuścić. Tajemnicą poliszynela jest, że energia, która w innym wypadku zostałaby zmarnowana, zostaje użyta do wydobycia bitcoina. Jeżeli twój lokalny koszt energii elektrycznej jest w rzeczywistości zerowy, ale jednocześnie nie jesteś w stanie tej energii nikomu sprzedać, istnienie globalnego nabywcy energii jest niczym manna z nieba.

Istnieje historyczny precedens tego zjawiska. Inne towary były używane w celu eksportu energii, efektywnie wygładzając wzburzenia na światowym rynku energetycznym. Przed bitcoinem to aluminium spełniało tę rolę. Ogromną częścią całkowitego kosztu aluminium jest koszt energii elektrycznej związany z przetapianiem rudy boksytu. Ponieważ Islandia może się poszczycić tanią i szeroko dostępną energią elektryczną, w szczególności w postaci wodnej lub geotermalnej, przetapianie boksytu było naturalnym posunięciem. Rudę dostarczano z Australii bądź Chin, przetapiano na Islandii i transportowano ją z powrotem do Chin w celach konstrukcyjnych.

To doprowadziło do sławnej wypowiedzi islandzkiego ekonomisty, w której stwierdził, że Islandia „eksportuje energię w postaci aluminium”.

Dziś Islandia ma nadzieję na powtórzenie tego modelu poprzez eksport energii w postaci przechowywania danych. To dlatego piece do wytapiania stawia się w miejscach gdzie energia obfituje i gdzie lokalny konsument nie jest w stanie zaabsorbować całej tej ilości. Dziś, wiele zakładów hutniczych zostało przerobionych na bitcoinowe kopalnie – m.in stary zakład firmy Alcoa w północnej części stanu Nowy Jork. Te historyczne podobieństwa są znakomite w swojej trafności.

Podsumowując, częściowym powodem, dla którego bitcoin pobiera tak dużo energii elektrycznej są Chiny, które obniżyły cenę rozliczeniową energii elektrycznej poprzez nadbudowę infrastruktury hydroelektrycznej w wyniku niedbałego centralnego planowania. W świecie bez bitcoina, ten nadmiar energii zostałby użyty albo do przetapiania aluminium lub po prostu zostałby zmarnowany.

Mój ulubiony sposób myślenia na temat tej kwestii jest następujący. Wyobraźmy sobie mapę topograficzną świata, przy czym zmienną określającą szczyty i zagłębienia byłby lokalny koszt energii elektrycznej. Dodanie do tej mieszanki bitcoina byłoby wylanie szklanki wody na trójwymiarową wersję tej mapy – woda osiadłaby w szczelinach, wyrównując je. Ponieważ bitcoin jest globalnym nabywcą energii po stałej cenie, dla kopaczy z dostępem do bardzo taniej energii elektrycznej sensownym jest sprzedanie jej części do użytku protokołu.  To dlatego górnicy naftowi, których działalność skutkuje produkcją dużych ilości metanu odpadowego, z entuzjazmem odnosili się do wydobycia bitcoina. Z perspektywy klimatycznej, w rzeczywistości jest to zjawiskiem całkowicie pozytywnym. Bitcoin kwitnie na rubieżach, gdzie energia jest wytracana bądź ograniczana.

Tu chodzi o koszyk energetyczny

Kolejnym powszechnym błędem popełnianym przez krytyków jest naiwna ekstrapolacja zużycia energetycznego bitcoina jako ekwiwalentu emisji CO2. To co ma znaczenie to źródło energii użyte do wygenerowania elektryczności, ponieważ nie są one tożsame z perspektywy śladu węglowego. Wysiłki naukowe, o których z zapartym tchem donosi prasa często zakładają koszyk energetyczny niezmienny na poziomie światowym bądź krajowym. Zarówno Mora et al i Krause i Tolaymat stworzyli chwytliwe nagłówki dla ich obliczeń śladu bitcoina, opierając się na naiwnych ekstrapolacjach zużycia energetycznego jako emisji CO2.

Mimo że w Chinach wydobywa się wiele bitcoinów, niestosowne jest przyrównanie ogólnej emisji CO2 w Chinach do wydobycia bitcoina. Jak już zostało to powiedziane, bitcoin poszukuje energii, która byłaby w przeciwnym razie ograniczana, jak energia hydroelektryczna w Syczuanie, która jest stosunkowo ekologiczna. Wszystkie rzetelne próby szacunków muszą brać to pod uwagę.

Iskierka nadziei

Perspektywa rozpościera się tym jaśniej, jeżeli rozważymy zmieniającą się naturę wydatków na bezpieczeństwo bitcoina. 87% końcowej podaży bitcoina zostało już wyemitowane. Z uwagi na to jak cena bitcoina kształtowała się w fazie wysokiej podaży, kopacze zostali wynagrodzeni niewiele ponad 17 miliardami dolarów w zamian za znalezienie tych monet (zakładając, że monety sprzedali zaraz po wydobyciu) mimo że dziś byłyby one warte 160 miliardów dolarów. Dzieje się tak, ponieważ większość tych monet została wyemitowana po niższych cenach.

Jeżeli okaże się, że bitcoin będzie warty znacząco więcej w przyszłości niż jest warty dziś (powiedzmy, o jeden rząd wielkości), to cały świat dostanie w rzeczywistości zniżkę na jego emisję. Zewnętrzność energetyczna wyciągnięcia tych bitcoinów z matematycznego eteru będzie bardzo niska ze względu na historyczną okoliczność gdy, z punktu widzenia ceny, te bitcoiny zostały faktycznie wykopane. Innymi słowy: Bitcoinowy wydatek energetyczny może w ujęciu końcowym wyglądać dość tanio. Monety muszą być wyemitowane tylko raz. I lepiej jest dla planety, że zostały one wyemitowane gdy cena była niska, a energii elektrycznej w celu ich ekstrakcji wydano proporcjonalnie mniej.

Jak wiadomo każdemu obserwatorowi bitcoina, emisja jako czynnik napędzający zysk kopaczy będzie z czasem spadać. Zeszłotygodniowy halving obciął emisyjną stronę wynagrodzenia górników o połowę. Gdybym miał zgadywać, to okresowe halvingi bitcoina przynajmniej zrównoważą wzrost jego wartości długoterminowo, czyniąc gwałtowny wzrost wydatków na bezpieczeństwo mało prawdopodobnym. Opłaty transakcyjne z konieczności będą rosły i będą stanowić coraz większy udział w dochodzie kopaczy. Opłaty transakcyjne mają naturalny pułap, z uwagi, że użytkownicy sieci muszą aktywnie opłacać je co transakcję. Jeżeli staną się one zbyt uciążliwe, użytkownicy skierują się ku innym rozwiązaniom, bądź zaoszczędzą na opłatach poprzez użycie innych warstw, które okresowo rozliczają transakcje na łańcuchu bazowym. 

Zatem mało prawdopodobnym jest, że efektem wydatków na bezpieczeństwo sieci będzie pożerająca świat pętla sprzężenia zwrotnego, o której mówi się w popularnej prasie. W perspektywie długoterminowej, zużycie energii przez bitcoina jest liniową funkcją wydatków na bezpieczeństwo.  Jak w przypadku każdej innej usługi, gotowość użytkowników do płacenia za przestrzeń w bloku będzie determinować zasoby, które zostaną użyte do świadczenia wspomnianej usługi.

Czy warto?

Pomimo wszystkich zastrzeżeń opisanych wyżej, niezaprzeczalne jest, że bitcoin nie tylko zużywa bardzo dużo energii, ale również rodzi skutki zewnętrzne w postaci emisji CO2. To nie podlega dyskusji. To z czym muszą się często mierzyć bitcoinowcy to to, czy bitcoin ma uzasadnione roszczenie do jakichkolwiek zasobów społeczeństwa. To pytanie bazuje na pewnego rodzaju utylitarnej logice dotyczącej tego, które gałęzie przemysłu powinny mieć prawo do zużywania energii. W praktyce nikt nie myśli w ten sposób. Bitcoinowi energetyczni żebracy milczą, gdy do dyskusji wchodzi energia elektryczna używana do świątecznych dekoracji, centrów danych działających dla Netflixa, czy do dystrybucji niezliczonych milionów cateringowych posiłków. To jasne, że ze względu na łatwość określenia ilościowego śladu energetycznego bitcoina – i bycie obiektem odrazy wśród klasy gadającej – został on obdarzony specjalnym traktowaniem.

W ostateczności jest to tylko kwestia poglądu na temat tego, czy istnienie niepaństwowego, syntetycznego towaru pieniężnego jest dobrym pomysłem. Prawdą jest, że przestrzeń bloków jest usługą, która jest opłacana, i to stamtąd pochodzi jej koszt zasobów. Coś co zostało należycie zakupione, z definicji, nie może być marnotrawstwem. Jego kupiec odnosi korzyści z tytułu istnienia zakupionego towaru, niezależnie od czyjejkolwiek opinii na temat wartości tej transakcji. Te same argumenty wytaczano niezliczoną liczbę razy na temat postrzeganego „kosztu” parytetu złota jak i obalano w oparciu o podobne uzasadnienia. Zasadniczo, miliony ludzi na całym świecie wciąż ceni materialne, niezależne od banków oszczędności, więc złoto wciąż regularne wydobywane jest z ziemi. Tak długo jak ludzie cenią bitcoina, aukcja o przestrzeń w blokach będzie kontynuować się w nieskończoność.

O Zatroskani energetycznym losem bitcoina, nie rozpaczajcie. Istnieje rozwiązanie. Wszystko co musicie zrobić to przekonać fanów bitcoina do używania i cenienia alternatywnego środka rozliczeniowego. Najlepszym wyjściem będzie stworzenie systemu, który jest bezpieczniejszy, proponuje silniejsze gwarancje, szybciej rozlicza transakcje, zapewnia większą prywatność i jest odporniejszy na cenzurę – i to wszystko bez użycia Proof-of-Work. Taki system byłby cudowny. Czekam z zapartym tchem.

Tłumaczył: Mateusz Majewski

Oryginał dostępny jest pod poniższym adresem: https://www.coindesk.com/the-last-word-on-bitcoins-energy-consumption