Rozdział pieniądza od państwa

Zmiana biegu historii

Allen Farrington

The Bitcoin Times Ed 4 jest teraz do pobrania za darmo. W tym roku opublikujemy wszystkie edycje w wysokiej jakości twardej oprawie.

Wypatrujcie ogłoszeń i pamiętajmy o obserwowaniu i wspieraniu autorów. Udostępniajmy ich prace tak często jak tylko się da.

(zaadaptowany fragment Bitcoin Is Venice autorstwa Allena Farringtona i Sachy Meyersa)

„Sądzę, że nie uda nam się ustanowić dobrego pieniądza, dopóki nie uwolnimy go spod kontroli rządu. Nie możemy użyć do tego przemocy, a jedyne co możemy zrobić to wykorzystać jakiś zmyślny, okrężny sposób, którego nie będą w stanie powstrzymać”.

Friedrich Hayek

Ekonomia polityczna pieniądza dekretowego oparta jest na toksycznej gigantomanii.

Biorąc pod uwagę, że pieniądz dekretowy istnieje wyłącznie jako wierzytelność banków koncesjonowanych przez państwo, które mają politycznie uprzywilejowany dostęp do sztucznego kredytu, wielkość w bankowości jest nagradzana z założenia, a wielkość w biznesie — wynika z bliskich powiązań z największymi graczami sektora bankowego. Straty obu są uspołeczniane pod pretekstem zapobiegania finansowym katastrofom, natomiast prawdziwą katastrofą jest w tym przypadku stronniczość systemu skierowana przeciwko jednostkom słabszym, bez koneksji politycznych. Rynki kapitałowe całkowicie zawodzą w kontekście ich podstawowego celu, jakim jest tworzenie rynku dla kapitału. Stają się zamiast tego narzędziami politycznymi, które są całkowicie oderwane od idei lokalności.

Jest to szczególnie widoczne na przykładzie negatywnych konsekwencji Operacji Choke Point (nazwa nieprzypadkowa, biorąc pod uwagę jej podstawowe założenie kontroli politycznej), ale podobne mechanizmy można zaobserwować podczas analizy architektury internetu. Z uwagi na brak natywnej wartości cyfrowej przed pojawieniem się Bitcoina, monetyzacja w internecie była zasadniczo skonstruowana wokół reklamy, co oczywiście wiąże się z inwigilacją. Każde działanie użytkownika związane z konsumpcją treści online jest nieustannie śledzone jako potencjalnie wartościowe, a przechwytywanie i przetwarzanie tych danych daje ogromne korzyści na większą skalę — pojedyncze dane mogą być bezwartościowe, ale biliony danych mogą ujawniać wzorce, których żaden człowiek nie byłby w stanie zidentyfikować. Prowadzenie biznesu online staje się niemożliwe bez podporządkowania się tym, którzy opanowali tę grę, a którzy również, co nie jest zaskoczeniem, są uwikłani politycznie. Ich wielkość czyni ich celem wpływów politycznych, które z kolei pozwalają im zachować i dalej umacniać swoją pozycję.

Coraz częściej zauważa się, że odpowiedzią jest Bitcoin, który zasadniczo sprzyja myśleniu ekonomicznemu w skali lokalnej, jednocześnie praktycznie ostrzegając przed nadmierną współzależnością i kruchością systemów. Rynki energii elektrycznej są być może najbardziej ewidentnym przykładem: Określenie „toksycznie wielki” może być nietypowym zarzutem wobec sieci energetycznej, zważywszy na to, że jest ona bardziej czymś w rodzaju ekonomicznego cudu pozwalającego ustalić cenę równowagi energii elektrycznej, co, w przeciwieństwie do inflacji, jest koniecznym przejściowym zjawiskiem ekonomicznym. A jednak Bitcoin umożliwia odłączenie się od tej ogromnej, kosztownej i delikatnej infrastruktury pozwalając na ustalanie ceny równowagi wyłącznie przez internet.

W wystarczająco długiej perspektywie czasowej możemy zasadnie oczekiwać, że Bitcoin usunie wspomnianą wcześniej stronniczość systemu. Mniejsze i lokalne podmioty przestaną być politycznie dyskryminowane w wymiarze gospodarczym, a duzi będą musieli konkurować na równych warunkach.

A co z polityką jako taką? Czy powinniśmy obawiać się, że powrót do lokalności w kontekście tworzenia kapitału i zachowań konsumentów na niewiele się zda w obliczu opresyjnego państwa oraz klasy pozagospodarczych instytucji i ich pasożytniczych beneficjentów z niekończącym się apetytem na to co międzynarodowe?

Nie sądzę. Łatwo jest wychwalać lokalność jako coś zdecydowanie dobrego, transnarodowość uważać za coś jednoznacznie złego, a Bitcoina jako coś dobrego i przeciwstawnego transnarodowości, a więc będącego naturalnym uzupełnieniem filozofii lokalności. Jednak korelacja nie oznacza związku przyczynowego. Moja teza jest jeszcze silniejsza: Bitcoin zacznie przywracać lokalność – zarówno w gospodarce, jak i polityce. Nie będzie innego wyjścia. Toksyczne rozmiary staną się równie trudne do utrzymania zarówno w przypadku rządów, jak i biznesu.

Nie oznacza to, że Bitcoin poprowadzi nas ku pacyfistycznej utopii, w której każda próba przemocy zostaje magicznie powstrzymana przez ducha Satoshiego. Nowością nie jest to, że pieniądz może zapewnić władzę, ponieważ brutalna siła zawsze znajdzie swoją cenę równowagi. Jednak tym, co będzie wyróżniać standard Bitcoina, będzie fakt, że władza nie będzie zapewniać pieniędzy.

Są na to dwa powody. Pierwszy jest prosty: bitcoinów po prostu nie można skonfiskować bez uciekania się do tortur, a nawet w tym przypadku istnieją środki — których stosowanie z pewnością staną się powszechne w przypadku sum wartych ochrony — pozwalające uczynić nawet tortury nieskutecznymi. Aby zdobyć bitcoiny, będziesz musieć zaoferować coś, co dla ich właściciela będzie cenniejsze.

Drugi powód jest bardziej subtelny i, jak sądzę, przez wielu wciąż słabo rozumiany, być może z wyjątkiem bitcoinerów głęboko interesujących się historią polityczną. Wyjątkową cechą Bitcoina jest to, że jest to pierwsza w historii prawdziwie bezpaństwowa waluta. Wbrew naiwnym argumentom niektórych bitcoinerów czy nawet zwolenników złota, złoto stanowiło przez wieki fundament tego gatunku, ale nigdy w pełni nie działało jako pieniądz. To historyczne spostrzeżenie w zabawny sposób nawiązuje do tego, co wcześniej opisałem jako Semantyczna Teoria Pieniądza:[1] to że pieniądz definiuje się wyłącznie w oparciu o akademicką listę kontrolną, a nie poprzez odniesienie do rzeczywistości. Coś jest pieniądzem wtedy i tylko wtedy, gdy spełnia „trzy funkcje pieniądza” – jest środkiem przechowywania wartości, środkiem wymiany i jednostką obrachunkową. Dla ekonomistów zakochanych w tej taksonomicznej głupocie nie ma najmniejszego znaczenia, jak coś jest faktycznie używane w realnym świecie. „Pieniądz” to kategoria semantyczna, a nie wyjaśniająca.

Ciekawe jest więc, że w średniowiecznej i renesansowej Wenecji czy Florencji te rzekome „trzy funkcje pieniądza” pełnione były przez różne obiekty bądź koncepcje: złoto jako surowiec było środkiem przechowywania wartości (czasem było nim srebro lub bilon), transfer bankowy dokonywany za pomocą poświadczonych zapisów księgowych (we Florencji wymownie nazywanych „pieniądzem-duchem”) był najczęstszym środkiem wymiany, a monety bite przez mennice w rządowych nominałach były jednostkami obrachunkowymi.

Czytelnik mógłby stwierdzić, że to tylko gra semantyczna mająca na celu odwrócenie uwagi od istotności złota oraz standardu złota. Wręcz przeciwnie. Złoto jako surowiec wiąże się z kosztami — i to bardzo wysokimi. Na przestrzeni wieków prawie każda ludzka cywilizacja niezależnie odkrywała użyteczność złota jako środka przechowywania wartości, ponieważ spośród dostępnych opcji to ono charakteryzowało się najwyższą ceną i największą rzadkością, a co za tym idzie najmniejszym wpływem zwiększenia podaży na jego premię monetarną jako środka przechowywania wartości, co oznacza najniższą inflację i, w efekcie, największą użyteczność monetarną.

Jako surowcowi blisko mu do tego, co Nick Szabo nazwał niepodrabialną kosztownością. Błyskotliwie przewidując współczesny opór przeciwko nieekonomicznemu wydobyciu Bitcoina, w swoim eseju Shelling Out Szabo wyjaśnia, że:

„Na pierwszy rzut oka produkcja towaru wyłącznie dlatego, że jest kosztowna, wydaje się marnotrawstwem. Jednakże towar taki zwiększa swoją wartość za każdym razem, gdy umożliwia korzystne transfery majątku. Koszty są częściowo odzyskiwane za każdym razem, gdy możliwa staje się nowa transakcja lub gdy transakcja jest tańsza. Koszt, który początkowo wydawał się całkowicie zmarnowany, jest amortyzowany na przestrzeni wielu transakcji. Wartość monetarna metali szlachetnych opiera się na tej zasadzie.”

Mimo że przez te wszystkie lata posiadany przez państwa monopol na przemoc zawierał również monopol do emisji własnej waluty (lub w najlżejszej wersji przyznawano prywatnym podmiotom prawa emisji, które mogły być cofnięte w każdej chwili), nie pozwalał on nigdy na uwolnienie się od realiów ekonomicznych. Zdewaluowane monety były wyceniane za granicą zgodnie z rzeczywistą wartością zawartych w nich metali szlachetnych, a nie według narzuconych przez rząd nominalnych jednostek rozliczeniowych. Rynki walutowe wymuszały względną uczciwość mennic państwowych, ponieważ korzyści wynikające z senioratu były niewielkie i krótkotrwałe, zanim pojawiały się długofalowe i poważniejsze szkody.

Nawet takim hegemonom jak imperium rzymskie, hiszpańskie czy brytyjskie, których siła militarna mogłaby śmiało posłużyć do próby przejęcia władzy nad gospodarczą rzeczywistością zdecentralizowanych sieci kupieckich mimo wszystko nie udawało się ostatecznie uniknąć kosztów powiązanych z surowcem. Zorganizowana przemoc na taką skalę ma swoją cenę. Im większa skala, tym większy koszt, a co za tym bardziej opłaca się utrzymać standard złota niż próbować go obalić. Choć nie jest to jedyna przyczyną, to z pewnością nie jest przypadkiem, że wszystkie trzy wspomniana wyżej imperia rozpadały się wprost proporcjonalnie do tempa dewaluacji ich walut służących do realizowania gospodarczo destrukcyjnych celów militarnych.

Jednakże era pieniądza dekretowego dała początek historycznej anomalii. Po raz pierwszy w historii koszt kreacji nowego pieniądza wynosił dosłownie zero. Miało to ogromne konsekwencje dla ekonomii politycznej. O ile pieniądz zawsze mógł i zawsze będzie móc kupować władzę, tak od teraz władza mogła kupować pieniądz – bez względu na rachunek ekonomiczny. Nie ma ceny zbyt wielkiej, by zdobyć władzę, ani najmniejszego powodu, by nie spróbować, ponieważ każdy koszt można później odrobić z nawiązką. To właśnie to, jak wierzymy, jest podstawową przyczyną tak powszechnego na całym świecie kultu toksycznej gigantomanii.

Zamiast naturalnego procesu równoważącego, w którym wzrost wielkości prowadzi z reguły do spadku efektywności, tak w erze pieniądza dekretowego im większy jesteś – jako firma lub rząd – tym potężniejszy się stajesz, a przez to paradoksalnie bardziej efektywny. Oczywiście to wszystko kosztem reszty podmiotów, które stają się coraz mniej wydajne, ponieważ są najzwyczajniej w świecie okradane. Im więcej kapitału wspólnego zostaje zużyte, tym więcej energii podmiot może skierować na zdobycie władzy i wynagrodzenie siebie, i prawdopodobnie nikogo innego.

Odpowiedzią jest Bitcoin. Działa on w zadziwiająco prosty sposób: Przywraca pieniądzowi koszt – i to nawet wyższy niż w przypadku złota – i sprawia, że toksyczna gigantomania staje się nieopłacalna. Z tego powodu Bitcoin nie jest zaledwie narzędziem sprzyjającym tworzeniu lokalności. Rzeczywistość jest jeszcze głębsza: lokalność sama w sobie jest naturalna, zdrowa, zrównoważona i właściwa. Bitcoin niszczy równoważącą siłę anomalii historycznej jaką jest pieniądz dekretowy i pozwala zaistnieć lokalności bez szczególnych uprzedzeń, z wyjątkiem bardziej abstrakcyjnych kwestii związanych ze zrównoważeniem, efektywnością, odpowiedzialnością, pokorą i prawdą – naturalnych sojuszników idei lokalności.

A jeśli lokalność wyrasta z pokory, to transnacjonalizm jest z pewnością spleciony z narcyzmem. Jednym ze sposobów zrozumienia tragedii nowoczesności i jej wpływu na niszczenie kapitału ekonomicznego, społecznego i kulturowego jest być może to, że narcyzm jest sztucznie dofinansowywany. Dzięki dotacjom staje się normą, a przez bycie normą staje się integralną częścią kultury, tym samym zachęcając do jego promowania i reprodukowania. W następstwie sztucznej genezy zapuszcza korzenie i sam się utrzymuje, jednocześnie ciągnąc kulturę na dno. W swojej książce Kultura Narcyzmu Lasch wskazuje drogę do wyjścia z tego koszmarnego labiryntu:

“W umierające kulturze narcyzm wydaje się ucieleśniać — pod pozorem osobistego „rozwoju” i „świadomości” — najwyższe osiągnięcie duchowego oświecenia. Strażnicy kultury chcą w gruncie rzeczy jedynie przetrwać jej upadek. Wola budowania lepszego społeczeństwa jednak przetrwa wraz z tradycjami lokalności, samopomocy i działań wspólnotowych, które potrzebują jedynie wizji nowego, przyzwoitego społeczeństwa, aby nabrać mocy. Dyscyplina moralna dawniej związana z etyką pracy wciąż zachowuje wartość niezależną od roli, jaką odgrywała w obronie praw własności. To właśnie ta dyscyplina — niezbędna do budowy nowego porządku — trwa przede wszystkim w tych, którzy znali stary porządek jedynie jako złamaną obietnicę, a jednak traktowali ją poważniej niż ci, którzy ją po prostu przyjmowali za pewnik.”

Mimo bycia zarówno niewystarczającym jak i nieodzownym, Bitcoin dostarcza taką wizję. Do dzieła więc – budujmy!

Allen Farrington
Listopad 2021

Oryginał artykułu znajduje się na podanym adresie: https://medium.com/the-bitcoin-times/the-separation-of-money-and-state-eecedcfe8d69

Leave a Comment

Your email address will not be published.